iljournal.it
iljournal.it
Lara.Antipova Lara.Antipova
357
BLOG

Martina Navratilowa jako supertrenerka

Lara.Antipova Lara.Antipova Rozmaitości Obserwuj notkę 2

Jest to wiadomość dnia w polskim sporcie, a może i miesiąca. Gdy to przeczytałam, pomyślałam: "Wreszcie!". Ale zaraz potem zaczęłam się zastanawiać, czy ta ze wszech miar słuszna decyzja nie została podjęta zbyt późno? Mowa tu o zatrudnieniu przez Agnieszkę Radwańską wielkiej tenisistki Martiny Navratilowej w roli konsultantki na turnieje wielkoszlemowe. Bardzo dobrze, że Agnieszka zdecydowała się na taki krok, bo świadczy on o tym, że jednak nasza zawodniczka mierzy wysoko i nie boi się współpracy z kimś, kto nie będzie jej kadzić. Bowiem Navratilova od kilku lat wypowiada się o defensywnym tenisie bardzo krytycznie. Moim zdaniem słusznie, bo ile można oglądać klony Martiny Hingis, które grają cały czas tak samo, czyli przebijając piłki na drugą stronę? No i ile można biegać - przecież nie da się "wybiegać" wielkich tytułów? Oprócz nóg, trzeba mieć dobry serwis, forehand, backhand i każda z każda z topowych zawodniczek to posiada, z wyjątkiem Agnieszki Radwańskiej . Mam wrażenie, że Agnieszka miała lepszy backhand z 5 lat temu, gdy jeszcze grała z ojcem. Była nieco agresywniejsza i grała ciekawiej (chociaż nadal przypominała Hingis, ale jej lepszą wersję), ale treningi z Wiktorowskim spowodowały w jej grze regres. Było mi po prostu przykro patrzeć, jak ta utalentowana dziewczyna nie ma pomysłu na grę, a trener nie potrafi jej niczego doradzić, zaś po wywiadzie bełkocze coś o tym, że "Agnieszka nie dojrzała jeszcze do wygrywania finałów". Mijały lata, a Tomasz Wiktorowski wciąż twierdził, że "potrzeba czasu", a lepsze przygotowanie fizyczne jest niepotrzebne, bo może "zabić kreatywność". Ogladałam na youtube wiele filmików z ich wspólnych treningów i powiem jedno: żadna z zawodniczek TOP10 tak nie trenuje. Przebijanie piłek: pac-pac, pac-pac. I na tym koniec. Mimo wszystko Tomasz Wiktorowski trzymał się swojej fuchy. Przychodził mu w sukurs Wojciech Fibak, który twierdził, że "zwycięskiego składu się nie zmienia". Zapomniał tylko o tym, że Agnieszka nie wygrała jeszcze Wimbledonu, a zmiany są potrzebne właśnie w momencie, w którym osiąga się szczyt. Tak robił choćby Roger Federer. Ale od finału Wimbledonu minęły już prawie 3 lata, a forma Agnieszki zniżkuje, co teoretycznie jest normalne i zdarza się nawet najlepszym, tylko że nasza zawodniczka nie osiągnęła nawet połowy tego, o czym marzy, a z jakichś dziwnych powodów trzyma przy sobie Tomasza Wiktorowskiego, który naprawdę niewiele wnosi do jej gry i do przygotowania mentalnego. Po ostatnim, nie najlepszym dla niej sezonie, wreszcie postawiła na zmiany. Szkoda, że tak długo zajęło jej podjęcie takiej decyzji, ale lepiej późno niż wcale.

Dlaczego tak mnie to zajmuje? Bo Agnieszka Radwańska jest naprawdę cudowną dziewczyną. Jest najlepszą ambasadorką naszego kraju i jeszcze nie osiągnęła tego, na co zasługuje. Nie twierdzę, że musi wygrać turniej wielkoszlemowy, ale pewnie byłaby bliżej tego celu, gdyby w odpowiednim momencie trafiła na kogoś, kto miałby u niej autorytet. Kogoś, kto tak jak Navratilova, mógłby ją dopingować z boksu i cieszyłby się estymą w środowisku. Dlatego współpraca z wielką mistrzynią napawa mnie optymizmem. Bo Martina nie będzie uległa wobec Wiktorowskiego i nie pozwoli sobie wmówić, że zawodniczka musi przez 10 lat dojrzewać do zwycięstwa. Nie zgodzi się na lightowe treningi i wieczne przebijanie piłki. Navratilova będzie wymagająca i pewnie będzie gonić Agnieszką tak, jak Ivan Lendl Andy'ego Murraya. Ale przecież o to właśnie chodzi. O odpowiednie wsparcie mentalne, które pozwoli wygrywać. Tomasz Wiktorowski w decydujących momentach pozostawiał Agnieszkę samą sobie: nie miał planu B, a po przegranej powtarzał tę samą śpiewkę o tym, że zawodniczka jeszcze nie dojrzała do wygrywania. Czy można to nazwać wsparciem?

Trzymam kciuki za współpracę z Martiną Navratilową, wielką zawodniczką, a do tego bardzo sympatyczną i spostrzegawczą kobietą. I cieszę się, że to właśnie ona, a nie Hingis, będzie jej konsultantką. Bo moim zdaniem, Agnieszka od pokrewieństwa z Hingis powinna jak najbardziej uciekać; to jest archaiczny styl gry który - owszem - pozwala wygrywać, gdy zawodniczka po drugiej stronie jest nierówna i trafia w prostych sytuacjach w aut. Ale na turniejach WS rzadko zdarza się, że zawodniczki "oddają" mecze - raczej walczą do samego końca i, nie oszukujmy się, w dzisiejszym tourze Swiss Miss nie miałaby czego szukać.

Przewrotność to moje drugie imię. Chadzam, jak kot, swoimi drogami i nie lubię poniedziałków.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości